Na wysepce stawu wędkarskiego w Biadkach nieżywy ptak leży już od miesiąca. Andrzej Gorzelanny, społeczny komendant straży rybackiej w powiecie krotoszyńskim, zwracał się do różnych instytucji o to, by zabrać zdechłe zwierzę. Bez rezultatu.

Pan Andrzej twierdzi, że w zbiorniku było 6 łabędzi. Pięć z nich odleciało na początku października. Jeden został.

– Zauważyłem stojąc na brzegu, że ciągle jest w tym samym miejscu i ma zwieszona w dół głowę. Nie przemieszcza się. Według mnie nie żyje – opowiada nam.

Chciał, by martwe zwierzę ktoś usunął. W końcu łowione są tu ryby. Zaczął działać. Sprawę zgłosił w wydziale ochrony środowiska Urzędu Miejskiego w Krotoszynie. – Pracownica powiedziała mi, że to dziki ptak i oni nie będą go usuwali – mówi “Rzeczy”. Gdy naciskał, że trzeba temu jakoś zaradzić, urzędniczka zaproponowała mu, by sam popłynął łódką, zabrał łabędzia i gdzieś go zakopał. – Nie zgodziłem się – odpowiada nam.

Skontaktował się również kilka tygodni temu z kołem miejskim Polskiego Związku Wędkarskiego w Krotoszynie oraz z przedstawicielem okręgu kaliskiego PZW. – Pan zajmujący stanowisko specjalisty powiedział, że przyjadą sprawdzić i zainterweniować. Do dzisiaj nikt się nie pojawił – ubolewa A. Gorzelanny.

Nasza redakcja skontaktowała się 5 listopada z kaliskim okręgiem wędkarskim. Usłyszeliśmy, że specjalista przez najbliższe dni, aż do 9 listopada, będzie nieosiągalny ze względu na uczestnictwo w zarybianiu zbiorników wodnych.

Zdaniem Magdaleny Kowal z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Krotoszynie martwego ptaka powinien usunąć i zutylizować gospodarz terenu. - Moim zdaniem nie gmina, gdyż ona ma obowiązek usuwania padłych zwierząt z dróg publicznych, a nie z takich miejsc jak stawy, którymi opiekuje się ktoś inny – powiedziała w rozmowie z “Rzeczą”.

Andrzej Gorzelanny zrezygnowany tak podsumowuje sprawę. – Nikogo to nie obchodzi, że leży sobie martwy łabędź. Chyba tylko mnie. W tej sytuacji chyba zrezygnuję ze swojej społecznej funkcji – deklaruje.