Pożegnaliśmy człowieka wyjątkowego, którego wpływ na wydarzenia ostatnich 30 lat jest nie do przecenienia. Największym paradoksem mojego przekonania jest fakt, że właściwie – poza mniej więcej dziesięcioma laty publicznej aktywności – żył w cieniu. Stał się kimś kameralnym, ukrytym na dalekim planie. A przy tym człowiekiem pełnym pokory, nie obnoszącym się z rezultatami swojej sprawczości, nieugiętym w swoich poglądach.
Miał bardzo konkretną wizję świata i Polski, ale publicznie dość rzadko o tym mówił. Udzielił mi tylko jednego obszernego wywiadu. Jego poglądy znali tylko najbliżsi i grono znajomych. Ubolewam, że tak niewielu polityków chciało z nich korzystać.
* * *
Śp. Wiesław Orzechowski pochodził z Mazowsza. Liceum ogólnokształcące ukończył w Sycowie, studia na wydziale mechanicznym na Politechnice Wrocławskiej. W naszym mieście zamieszkał w 1963 roku. Pracował do 2000 roku w Wytwórni Sprzętu Mechanicznego, gdzie pełnił ważne funkcje głównego metalurga i kierownika odlewni.
Ale to, co najważniejsze w jego życiu rozegrało się między latami 80. a pierwszymi latami nowego stulecia. Zadziwiające, że jako politechnik, czyli umysł ścisły, miał tak głęboką, humanistyczną wizję tego, jak powinniśmy żyć i co powinniśmy robić, aby po latach siermiężnego socjalizmu wrócić do normalności.
Był współzałożycielem i przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego w Krotoszynie (a także w Kaliszu), który zawiązał się w pamiętnym roku 1989. Pamiętam, że odnosiliśmy się do Niego z daleko idącym respektem. Był pewny siebie, dominujący, bezkompromisowy. Komitety obywatelskie skupiały lokalną inteligencję, która przyjęła na siebie misję społecznego przeobrażenia i dołączenia do kulturowej spuścizny Europy. „Chciałbym, aby Europa prawdziwie się zjednoczyła – mówił ostatnio. – Trzeba myśleć tak, jak myśleli ojcowie zjednoczenia. Fundamentem jest przeszłość, czyli cywilizacja oparta na Dekalogu”.
* * *
Wiesław Orzechowski zorganizował pierwszy publiczny wiec na Rynku w Krotoszynie, na którym przedstawiono kandydatów Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie do Sejmu i Senatu. To był przełom. Później brał udział w promocji kandydatów z ramienia krotoszyńskiego komitetu do pierwszego samorządu. Był członkiem władz regionalnych Unii Demokratycznej i Unii Wolności. To on rzucił hasło, że w Krotoszynie powinna powstać niezależna gazeta i przekazał środki finansowe na ten cel. W ten sposób skrzyknęła się „Rzecz Krotoszyńska”, która w tym roku obchodzić będzie swoje 35-lecie.
Miał też duży udział w wygranej walce o powiat krotoszyński, którego przecież miało nie być. Pomagał w budowie pomników ku czci powstańców wielkopolskich, był także współinicjatorem odbudowy pomnika Wolności w Krotoszynie.
Wielokrotnie proponowano mu różne funkcje (np. wojewody) i zaszczyty. Nigdy ich nie chciał. „Odmawiałem – mówił – nie miałem takich ciągot, ale gdzie trzeba było przyłożyć palec, przyłożyłem, jeśli oczywiście miałem wiedzę lub znałem odpowiednich ludzi”. Już w tamtych latach zdobył duże uznanie. Znalazł się wśród 10 najważniejszych „Krotoszynian XX wieku” w plebiscycie „Rzeczy Krotoszyńskiej”.
* * *
W swoich poglądach był idealistą, na świat patrzył jak na nieustanną walkę dobra ze złem, co zapewne wynikało z jego głębokiej wiary katolickiej. Uważał, że ludzie powinni zmierzać do tego, by żyć po bratersku. Ze smutkiem patrzył na toczące się w Polsce spory polityczne, które – jego zdaniem – wynikały z upartyjnienia zbyt wielu dziedzin życia. Opowiadał się za narodowym pojednaniem.
Podobnie jak nieżyjący już prof. Regulski, współtwórca polskiej reformy samorządowej, uważał, że do samorządów nie może wkroczyć upolitycznienie i nepotyzm. I to te poglądy legły u podstaw założenia przez niego ponadpartyjnego ugrupowania o nazwie „Samorządowa Inicjatywa Obywatelska”. Jej członkowie mieli odgrywać wiodącą rolę w radach miejskich i powiatowej. „System partyjny dzieli ludzi” – mówił.
* * *
Dla mnie był człowiekiem innym, a inni nigdy nie mają łatwo, bo odróżniają się i w swoich poglądach są niezłomni. Służą wartościom, a nie dostosowują wartości do siebie. Jeśli Wiesławowi Orzechowskiemu nie dane było czerpać satysfakcji z tego, co niosło w tamtych latach życie, jeśli rzeczywistość rozczarowywała go, to i tak doczekał lat jasnych.
Myślę o jego synu Macieju, który przez dwie kadencje – jako kontynuator Jego dzieła – był posłem na Sejm z naszego niedużego przecież miasta. Rzecz niemożliwa – okazała się realna. Myślę też o zwycięstwie w ubiegłym roku przedstawicieli Samorządowej Inicjatywy Obywatelskiej w wyborach do rad miejskich i rady powiatu. To są późne, ale niewątpliwe triumfy inż. Orzechowskiego, chociaż zawsze podkreślał, że to co się udało to zasługa innych, często nieznanych, bezpretensjonalnych ludzi.
* * *
Mam głębokie przekonanie, że z Jego odejściem zamyka piękna historia. Są w niej niezwykłe – owiane dziś legendą – wydarzenia, gdy łączyliśmy się z Zachodem, i ciekawi ludzie, którzy wówczas wyszli z cienia.
Są w niej także czyny mądrego i prawego Człowieka oraz okoliczności, które krok po kroku pokazują, co ukształtowało go takim właśnie.
O tym przeczytamy zapewne we wspomnieniu Romy Hyszko.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz