Dla mnie był osobą wsłuchaną w Jezusa, Jego wołanie o to, żeby coraz więcej parafian żyło wiarą, modliło się, przystępowało do sakramentów. Ile razy zwierzał się ze swojego dylematu, co zrobić, żeby ludzie zachwycili się Jezusem. Dla nas, jego współpracowników, wszelkie uroczystości były zapowiedzią nowych pomysłów ze strony ks. Proboszcza. A to górale, a to żywa szopka na pasterce. To był naprawdę człowiek gorliwy o sprawę Bożą. Jechał na drugi koniec Polski załatwiać relikwie, piuski papieskie. Powiedziałabym, że ciągle miał pod górkę, ale się nie zrażał i był gotowy na wiele, żeby spełniać swoje marzenie przyprowadzenia ludzi do Jezusa.
Kapłaństwo było dla Niego powołaniem, Eucharystia i w ogóle sakramenty były dla niego bardzo ważne. Msze odprawiał z całym zaangażowaniem, przed większymi uroczystościami spotykał się ze mną, żeby omówić kolejność, dopracować szczegóły. Radością było dla niego, że ludzie przychodzą często do spowiedzi i zawsze ustalał z księżmi wikariuszami, żeby na każdej mszy ktoś był w konfesjonale. Kiedy miał dzień wolny, jechał do Częstochowy zawierzyć sprawy parafii. Rano, jak nie mógł spać, chodził i odmawiał różaniec spacerując wkoło kościoła albo po Placu Jana Pawła II.
Ważną jego cechą było to, że chciał być blisko ludzi. Jak przechodził to od razu zauważył, często podszedł, zapytał. Jak szedł do konfesjonału, rozglądnął się, kto jest już w kościele, uśmiechnął się. Łatwo nawiązywał nowe znajomości, w ten sposób przez naszą parafię przewinęło się wielu gości.
Kiedyś w Częstochowie poszedł do spowiedzi, okazało się, że słuchał jej akurat egzorcysta o. Marcin Ciechanowski i w ten sposób zaczęła się znajomość, dzięki której w parafii odbyły się spotkania modlitewne z udziałem tego paulina. Ponadto swoim uśmiechem i poczuciem humoru ks. Proboszcz umiał rozładowywać różne napięcia, siał dużo radości wokół siebie.
Wysoko stawiał poprzeczkę. Zawsze stawiał ją wysoko sobie samemu, bo nie chciał żyć byle jakim chrześcijaństwem. Zafascynowany Janem Pawłem II czasem powtarzał Jego słowa „Musicie wymagać od siebie, nawet gdyby inni od was nie wymagali”.
Oby piękne życie ks. Dariusza Kowalka pobudzało nas do pełniejszego przeżywania naszego życia.
Ks. Dariusz Kowalek urodził się 19 marca 1968 w Kępnie. Dzieciństwo i młodość spędził w pobliskim Parzynowie. Do szkół chodził w Rzetni i Hanulinie, a maturę w 1987 r. zdał w Liceum Ogólnokształcącym w Kępnie.
Studiował w seminariach duchownych w Poznaniu i Kaliszu. Święcenia kapłańskie przyjął 26 maja 1993 z rąk ks. bp. Stanisława Napierały w Katedrze św. Mikołaja Biskupa w Kaliszu. Mszę prymicyjną odprawił w rodzinnym Parzynowie.
W latach 1993-1999 był wikariuszem w Pleszewie i Kępnie. Potem przez pięć lat pełnił tę samą posługę w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Krotoszynie. W jej trakcie przez kilka lat był diecezjalnym duszpasterzem Liturgicznej Służby Ołtarza.
W 2004 r. objął funkcję proboszcza parafii Świętej Trójcy w Kucharkach. 1 lipca 2009 wrócił do Krotoszyna, by objąć funkcję proboszcza w swojej niedawnej parafii. W 2011 r. został uhonorowany godnością Kanonika Honorowego Kapituły Kolegiackiej św. Józefa w Kaliszu.
Podczas swojej posługi w Krotoszynie ks. Dariusz Kowalek organizował m.in. misje parafialne, zapraszał nietuzinkowych kapłanów i zakonników, sprowadzał i adorował liczne relikwie. Był organizatorem wielu pielgrzymek, a także przedsięwzięć wyróżniających się oryginalnością, jak choćby żywej szopki we własnym garażu. Podczas każdej mszy św. wprowadził homilię i posługę w konfesjonale. Ostatnio intensywnie żył wielkim remontem świątyni, który miał jej wnętrzu przywrócić wiele pierwotnych cech.
Ks. proboszcz Dariusz Kowalek zmarł 22 czerwca br. w szpitalu w Ostrowie Wlkp. w wyniku obrażeń, jakich doznał podczas wypadku samochodowego pod Miliczem.
0 1
Zmusza to do pewnej refleksji.
Wypadki drogowe na ocenie miasta Krotoszyn i okolicy.
Można zauważyć, że wypadki są tendencją, które stwarzają poważny problem. Taka tendencja jest wynikła z jakieś sprawy, która stwarza nie przemyślane sytuacje. Tendencja stała się w obecnych czasach narzutem społecznym i niekontrolowanie takich sytuacji staje się zagrożeniem w ruchu drogowym i nie tylko. Najlepiej to każdy uczestnik w ruchu drogowym niech kieruje się własną wyobraźnią i myśleć o tym a żeby dojechać do wybranego miejsca - kierując się taka wyobraźnią zdajemy sobie sprawę, że mamy zamiar dojechać a nie jechać.