Zamknij

Nocny postój. Fryderyk Chopin w Krotoszynie

11:26, 04.01.2023 Aktualizacja: 11:28, 04.01.2023
Skomentuj

Niedaleko krotoszyńskiego pałacu księcia Thurn und Taxis i z jego decyzji zbudowano z rozmachem spory zespół budynków pocztowych. Główny z nich był piętrowy ze spadzistym dachem. Z frontu miał wielką bramę pośrodku, z lewej i prawej strony otoczony był oficynami, a podwórzec zamykały duże stajnie. Jak na tamte czasy, całość była niezwykle reprezentacyjna i okazała.

 

Z przekazów wiadomo, że poczmistrzem był Kazimierz Ptak, rodem z pobliskiego Baszkowa. Dodajmy, że jego potomkowie służyli na tamtejszej poczcie jeszcze do XX wieku. Główna trasa, jaką obsługiwała krotoszyńska stanica, wiodła od Wrocławia do Warszawy, ale należy przypuszczać, że była przedłużeniem relacji zaczynającej się w Wiedniu.

W książce „Chopin na traktach Wielkopolski Południowej” Henryka F. Nowaczyka –  krotoszynianina, wybitnego badacza życia i twórczości Fryderyka Chopina, czytamy między innymi: „… we wtorek 1 września 1829 roku, do dyliżansu kursującego raz w tygodniu pomiędzy Wrocławiem a Warszawą wsiedli trzej pasażerowie: dziewiętnastoletni Fryderyk Chopin, jego rówieśnik student medycyny na Uniwersytecie Warszawskim Alfons Brandt oraz trzydziestodwuletni urzędnik z Warszawy, prawnik Ignacy Maciejowski…”

Noce na przełomie sierpnia i września były już bardzo chłodne, a więc trzej podróżni musieli w dyliżansie przykrywać się pledami. Jechali już kilka godzin i na pewno byli zdrętwiali i śpiący. Podróż po nierównych i błotnistych traktach była ekstremalnie męcząca. Fryderyk był raczej drobnym i wrażliwym młodzieńcem, więc takie wyprawy były dla niego szczególnie wyczerpujące.

Kiedy od strony Zdun, dyliżans wjeżdżał na brukowaną ulicę Krotoszyna, po śpiącym miasteczku roznosił się głośny tętent końskich kopyt i turkot sztabowych kół. Dochodziła północ. Z dala już było widać migoczące płomienie pochodni zawieszonych na froncie pocztamtu, a tam pod okiem Kazimierza Ptaka, stajenni przygotowywali pięknie „wyglancowane” uprzęże. Cztery rosłe, kare konie coraz to nerwowo rżały i szorowały kopytami o klepisko.

Chociaż czasu było niewiele pasażerowie weszli do głównej izby, aby ogrzać się przy płonącym kominku. Gospodyni, pani Ptakowa z córką o imieniu Dziunia, uwijały się jak w ukropie. Podały gościom z wielkiego srebrnego samowaru mocną turecką herbatę. Potem przy dębowym stole kroiły na tacach świeży chleb i grube plastry szynki, wędzonego boczku i kiełbasy – już wtedy krotoszyńskie wędliny uważane były za jedne z najsmaczniejszych w Księstwie i pewnie nie tylko. Goście zasiedli przy stole i wyraźnie rozkoszowali się miejscowymi delicjami.

Poczmistrz w tym czasie podszedł do dyliżansu odebrać listy i przesyłki, które adresowane były na Krotoszyn. Stajenni wyprzęgali zdrożone konie i prowadzili je do stajni. Potem musieli zaprząc krotoszyńską karą czwórkę do dyliżansu, co proste nie było, gdyż konie były rozdrażnione hałasem i światłami. Przy zaprzęgu pojawił się znany w okolicy kowal, na co dzień w służbie księcia Maksymiliana, niejaki Józef Cieluch. Jego zadaniem było sprawdzić sprawność stalowych okuć kół i podwozia dyliżansu. Końskich kopyt już nie sprawdzał, bo sam podkuwał wszystkie pocztowe konie. Na całą odprawę potrzeba było sporo czasu, ale i tak krotoszyńska obsługa mieściła się w granicach pół godziny.

Fryderyk z towarzyszami podróży raczyli się grzanym, korzennym piwem, zwanym tutaj koźlakiem, bo po wypiciu zostawał na twarzy wąsik i bródka z piany. Fryderyk nie włączał się do rozmowy, którą toczyli jego przyjaciele. Z przymkniętymi oczami rytmicznie poruszał głową, a szczupłą dłonią coś wyraźnie wystukiwał na stole. Po chwili wstał i oświadczył z nieskrywana radością, że ma wreszcie prezent dla Antoniego Henryka Radziwiłła.

– Jesteśmy tak blisko Antonina, to pewnie dlatego nuty same do mnie przybiegły! – powiedział z delikatnym wzruszeniem.

Dopiero później, już w dyliżansie wyjaśniło się, że Fryderyk był w trakcie komponowania tria na fortepian, skrzypce i wiolonczelę dla księcia Radziwiłła i właśnie na postoju w Krotoszynie, rozwiązał problem finału tej kompozycji, z którym zmagał się od kilku dni.

Czas odpoczynku minął bardzo szybko. Zza okna dobiegł do izby dźwięk trąbki pocztyliona, znak, że trzeba ruszać w dalszą podróż. Przed progiem dyliżansu stała Dziunia z tacą na której stały kieliszki z miodową gorzałką z miejscowej gorzelni. Podróżni z ochotą wypili strzemiennego i zasiedli z powrotem w mrocznej i chłodnej kabinie dyliżansu.

Woźnica efektownie strzelił z bata, spod końskich kopyt poleciały snopy iskier, dyliżans ruszył przez miasto ku rogatkom drogi na Ostrów. Pasażerowie ciasno okryli się grubymi pledami i z ciekawością obserwowali skąpo oświetlone uliczki Krotoszyna. W niektórych oknach migotały blade płomienie świec, bo ciekawscy mieszczanie chcieli zobaczyć odjeżdżający dyliżans. Nie mogli jednak wiedzieć, że jedzie nim jeden z największych artystów w całej historii muzyki – Fryderyk Chopin.

Bywają takie noce, które przez wydarzenia z pozoru błahe i nieznaczące, przechodzą jednak do sfery wiecznej pamięci. Taka właśnie była historia nocy, kiedy Chopin zatrzymał się Krotoszynie, i chociaż mieszają się w niej fakty i czasem mało precyzyjne przekazy i opowieści, to przekazywana z pokolenia na pokolenie, wpisała się na zawsze w historię naszego miasta.

 

 

 

(Paweł W. Płócienniczak.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

Marian J.C.BMarian J.C.B

0 1

A dziś odbył się pogrzeb w Watykanie papieża Benedykta 16.
Wynika że należy przetrzeć ekrany telewizorów czy innych monitorów.
Odkryła się jakby światowa w tym i Polska zgryzota co było powodem ustapienia Benedykta 16 z urzędowania.

11:43, 05.01.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%