Zamknij

KOBYLIN. „Gdzieś na szczycie góry …La Verna”

13:20, 08.11.2024 wb Aktualizacja: 13:21, 08.11.2024
Skomentuj

Kilkadziesiąt osób, od najmłodszych po najstarszych, zgromadziło się popołudniu w ostatnią niedzielę października w sali Gminnego Ośrodka Kultury w Kobylinie, aby obejrzeć spektakl zatytułowany „Gdzieś na szczycie góry…La Verna” wystawiony przez Wspólnotę Teatralną Franciszkańskiego Centrum Młodzieżowo-Powołaniowego „Trzej Towarzysze” z Chorzowa. 

 

Młodzi artyści już po raz drugi w tym roku przyjechali do Kobylina, a jest to związane z ich patronem, gdyż między innymi to właśnie tu mieści się klasztor franciszkanów. I to fragmenty z życia tego świętego, których była 800. rocznica, przedstawiają oba spektakle.  

W styczniu swoją premierę miał tu ten zatytułowany „Pewnego razu w... Greccio” związany z pierwszą żywą szopką i obchodami świąt Bożego Narodzenia. 

Teraz przyszedł czas na kolejną odsłonę historii św. Franciszka. Tym razem jej akcja dzieje się w roku 1224, na szczycie góry La Verna w pobliżu miasta Chiusi della Verna.

Najpierw jednak wszystkich przybyłych powitał Ojciec Masseo, miejscowy proboszcz, a następnie głos zabrała reżyserka i autorka scenariusza Magdalena Pietnoczka, która w słowie wprowadzającym powiedziała, że jest to poruszająca opowieść o miłości, sensie cierpienia i wewnętrznej przemianie oraz o tym, czy stygmaty dziś mają znaczenie i czy jeszcze niosą jakąś treść i to wszystko przy autentycznej, włoskiej muzyce.

Oto bowiem zgromadzenie franciszkanów się rozrasta i liczy już 5 tysięcy braci. Pojawiają się wśród nich różne wątpliwości związane m.in. z charyzmatem a nawet samym powołaniem. Właśnie te drugie ma sam Franciszek i dlatego udaje się na wspomnianą tytułową górę, podarowaną przez zafascynowanym nim hrabiego Orlando, aby tam rozmawiać z Bogiem i na nowo rozpoznać swoje powołanie, w czym ma też pomóc 40 dniowy post. Towarzyszy mu brat Leon. Już pod koniec tego okresu Franciszek otrzymuje stygmaty, będące jakby odpowiedzią na zadawane pytania o dalszy sens i cel jego życia oraz specjalną modlitwę błogosławieństwa, jak się okazuje, przynoszącą spokój ducha i serca czyli rozpraszającą wszystkie rozterki. Równocześnie pokazana jest też troska miejscowego kupca, a zwłaszcza jego żony, o losy trojga ich dzieci, a szczególnie ich syna. Za radą kapłana zostają one zawierzone Bogu i to przynosi oczekiwany efekt. Takie też było końcowe przesłanie.

O tym, że przedstawienie się podobało świadczyły gromkie brawa, a wyrazem podziękowań były chętnie składane wolne datki na rzecz Centrum.

Nie zabrakło także podziękowania od ojca Masseo dla Anny Rowickiej -dyrektorki Gminnego Ośrodka Kultury za dobrą i owocną współpracę.

Ostatnim akcentem było błogosławieństwo udzielone przez jedynego autentycznego „brata” wśród aktorów, tu grającego rolę wspomnianego kapłana, ojca Kryspina.

(wb)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%