W pobliżu drogi Konarzew - Baszków w lesie wyrzucono martwe prosiaki. Przez co najmniej 4 dni padłe zwierzęta leżały. Weterynaria nie wydała żadnej decyzji a leśnicy bez niej nie mogli nic zrobić.
W czwartek 7 marca przy jednym z duktów niedaleko drogi prowadzącej do wsi Ostatni Grosz leżały nieżywe prosięta. Jedno ze zwierząt było w papierowym worku. Miało rozpruty brzuch. Drugie prosię leżało kilka metrów dalej.
Ktoś powiadomił urząd w Zdunach, który zwrócił się do Nadleśnictwa Krotoszyn. Jak się okazuje, leśniczy w trakcie obchodu natrafił na to znalezisko. - O sprawie powiadomiliśmy Powiatowego Lekarza Weterynarii w Krotoszynie. Początkowo jednak nikt nie chciał przyjechać. W końcu jakaś lekarka przybyła na miejsce – informuje Krystian Streubel z Nadleśnictwa Krotoszyn. Stwierdziła, że skoro nie mają kolczyków, to niemożliwe jest namierzenia ich właściciela. Lekarka weterynarii zobaczywszy śledzionę jednego z nich stwierdziła, że nie jest powiększona. – A więc przyczyną padnięcia raczej nie był afrykański pomór świń, więc nie wzięła żadnych próbkę do badania – wyjaśnia Streubel.
W poniedziałek rano 11 marca jedno z leżących w lesie martwych prosiąt zniknęło.
1 0
Jak zwykle nasze nasze służby dochodzeniowe czy jak to nazwac zakasaly rekawy i ostro wzieli sie do roboty zeby znaleźć kogos kto te prosiaki tam zostawil. Po 4 dniach jednego pewne inna zwierzyna po lesie ciągła a pani weterynarz nie wziela próby do badania bo stwierdzila ze na bank ten prosiak byl zdrowy tylko sam fatk ze ktoś je tam zostawil nie dało jej do myslenia ze cos z nimi moze byc nie tak. Nie mialy kolczyka to pewnie byly niczyje i dali sobie spokoj pewne same sobie brzuchy rozcieły. ? brawo wy