O wyborze elektryka w przypadku krotoszynianina przeważyło kilka kwestii: ekonomia, komfort i praktyczność wynikające z użytkowania tych samochodów.
Pierwsza rzecz - nie trzeba kupować paliwa, gdyż pojazd jest ładowany prądem z domowej instalacji fotowoltaicznej. Druga kwestia - tanie parkingi - nie trzeba tracić pieniędzy na bilety, a w dużym mieście jest jeszcze oszczędność czasu wynikająca z szybkości jazdy buspasem.
– Te czynniki spowodowały, że miałem stuprocentowe przekonanie do elektryka – mówi nam dzisiaj Marek Olejnik.
W wakacje 2025 testował różne marki aut elektrycznych. Zaczął od Toyoty BZ4X, która jednak miała zbyt mały zasięg – do 300 km. Następnie sprawdzał Volkswagena ID.4, które jest SUV-em z ponad 400 km zasięgu dzięki baterii o pojemności 77 KWh. Testował również Volvo EX30 okazało się samochodem mniejszym niż szukał i zbyt szybkim (ponad 280 koni mechanicznych). Następnie wziął na próbne jazdy Renault Scenica. Kolejnym był Citroen e-C4. I na końcu Nissan Ariya. Wahał się między VW ID.4 a Nissanem. Oba bardzo komfortowe pojazdy. O wyborze Nissana zdecydował bardzo duży zasięg - 530 km.
– Natomiast mój rekord tym pojazdem polskimi lokalnymi drogami - bez dróg szybkiego ruchu i autostrad - wyniósł prawie 600 km - mówi pan Marek.
Poza tym bardzo dobre systemy bezpieczeństwa, m.in. sygnalizujące nawet gwałtowne hamowanie innego samochodu jadącego przed nim. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że w październiku br. miał wypadek. Kierowca innego auta - opla doprowadził do czołowego zderzenia. – Mój samochód sam zahamował wcześniej niż ja byłbym się w stanie sam zorientować, czyli krótko mówiąc zredukował siłę zderzenia. Ciężar elektryka (ponad 2 tony) spowodował to, że przy zderzeniu z oplem insignią, nissan stał się niemal ścianą – opowiada o tym tragicznym zdarzeniu. Na szczęście wyszedł z tego wypadku tyko z obrażeniami od pasów, poduszek i kurtyn. Tracąc przytomność system eCall zgłosił wypadek do służb automatycznie.
Do tamtego momentu autem przejechał ok. 40 tys. km.
Osoby negujące elektryki twierdzą, że ładowanie jest czasochłonne i kłopotliwe. Jakie doświadczenia ma użytkownik takiego pojazdu? Ładowanie nie zajmuje dużo czasu - maksymalnie 4 godziny, gdy przyjmiemy że akumulator jest rozładowany do zera a to się nigdy nie zdarza. Korzysta z gniazdka w domu i ładuje średnio co drugi-trzeci dzień i to w ramach dopełniania, gdyż stara się nie rozładowywać akumulatora do poziomu poniżej 30%.
Swoją drogą, jak pokazują badania, aż 80% użytkowników aut elektrycznych w naszym kraju korzysta z ładowania nocnego w garażu lub na miejscu postojowym. W praktyce oznacza to, że rano auto jest gotowe do jazdy. Nie ma więc potrzeby codziennych wizyt na stacjach ładowania.

– Ja najchętniej ładuję rano, ponieważ wtedy wschodzi słońce i nie trzeba oddawać do zakładu energetycznego tych 20%, bo przypominam - według starych zasad z każdego wprowadzonego 1 KW do sieci energetycznej dostajemy 0,8 KW - mówi krotoszynianin.
Sporadycznie zdarzało się mu ładować pojazd z ogólnodostępnych ładowarek. Niestety, doświadczenia ma złe. Pewnego razu pojechał do Warszawy i tam było wręcz tragicznie, bo jest ich dość mało i kłopotliwe było ich znalezienie. Owszem, ładowarki były zaznaczone na mapie ale na przykład niedostępne, bo znajdowały się w zamkniętym parkingu, gdzie nie był w stanie się dostać. Podjechał do dużego centrum handlowego i spotkała go kolejna przykra niespodzianka - na 20 ładowarek wszystkie były zajęte. Natomiast w Łodzi ma zgoła odmienne doświadczenia. Na każdym skwerze z parkingiem jest ładowarka.
Ponad 7500 ogólnodostępnych punktów ładowania działa już w Polsce (stan na poł. 2025 r.), a każdego miesiąca przybywa średnio ok. 200 nowych stacji. Największe skupiska punktów znajdują się w aglomeracjach miejskich i przy głównych trasach szybkiego ruchu. W Krotoszynie są 3 punkty ładowania - przy centrach handlowych. W I połowie 2024 r. nie było ani jednej.
Przeciwnicy elektryków argumentują, że te auta są drogie w zakupie i eksploatacji. Ceny samochodów elektrycznych jednak systematycznie spadają, a dostępność modeli w segmencie popularnym rośnie. Duży i komfortowy Nissan Ariya kosztował Marka Olejnika ponad 200 tys. zł. W domu pozostał pierwszy z pojazdów, a mianowicie używany wcześniej Nissan Leaf, kupiony w 2019 r. za 40 tys. zł.

W posiadanie Opla Frontery, kolejnego auta elektrycznego, niedawno weszła jego córka, która mieszka w Poznaniu, gdzie koszt parkowania w miejskiej strefie wynosi 9,50 zł za godzinę, natomiast pojazdy elektryczne są zwolnione z opłat za postój na drogach publicznych. O wyborze tego modelu oprócz niechęci ponoszenia wysokich kosztów parkowania zdecydowały preferencyjne warunki wynajmu, bo w tym przypadku zdecydowali się na takie rozwiązanie. Zapłaciła tylko 8 tys. zł podatku VAT. Do tego przez 2 lata płaci raty w wysokości 340 zł miesięcznie.
Najtańsze elektryki kosztują już od 95 tys. zł (Dacia Spring), a Fiat Grande Panda ok. 115 tys. zł. Lepsze auto to wydatek rzędu 130 – 160 tys. zł. Dzięki programowi „Mój Elektryk”, osoby fizyczne mogły otrzymać do 27 tys. zł dopłaty, a firmy - do 70 tys. zł (w zależności od modelu i przeznaczenia pojazdu). Od 20 października jest już nowy program „Nasze Eauto”, gdzie dotacja wynosi 30 tys. zł.
Sceptycy EV twierdzą, że eksploatacja tych pojazdów jest droższa od aut spalinowych. Z tym mitem łatwo się rozprawić, bo według ekspertów badających auta elektryczne średni koszt przejechania 100 km to ok. 10 zł przy domowym ładowaniu (nocna taryfa) albo ok. 25-30 zł na szybkiej ładowarce. W porównaniu: samochód spalinowy spala 6–8 l/100 km, co kosztuje 36-50 zł/100 km przy aktualnych cenach paliw. Poza tym elektryki nie wymagają wymiany oleju, filtrów spalin, sprzęgieł czy pasków rozrządu - koszty serwisu są niższe nawet o 40-60%.
Era aut elektrycznych powoli nadchodzi. Decydują o tym względy ochrony klimatu i czynniki ekonomiczne. Mieszkańcy coraz częściej decydują się na zakup tego środka transportu. W marcu 2024 r. w powiecie krotoszyńskim jeździło 50 samochodów osobowych o napędzie elektrycznym, 6 aut ciężarowych oraz 34 motorowery i 1 motocykl. 9 grudnia 2025 po ulicach powiatu jeździ już 114 osobówek, 10 ciężarówek, 47 motorowerów i 4 motocykle.
Nie tylko osoby prywatne chcą mieć zeroemisyjne pojazdy. Miasto i Gmina Krotoszyn przygotowuje się do zakupu pierwszych autobusów elektrycznych. W latach 2026-2027 samorząd chce zrealizować przedsięwzięcie pn. „Zrównoważona mobilność w Krotoszynie: ekologiczne autobusy i aktywna infrastruktura”. W ramach projektu opiewającego na prawie 15 mln zł planuje zakup dwóch autobusów elektrycznych oraz dwóch nowoczesnych mini autobusów hybrydowych i budowę stacji ładowania dla autobusów elektrycznych. Do tego projektu podpięto budowę 3 ścieżek pieszo-rowerowych w Krotoszynie.
Marek Olejnik to chodząca reklama OZE. Planuje rozbudować własny system wytwarzania energii z odnawialnych źródeł. Możliwości jest dużo, m.in. zainteresował go system sigenergy - zintegrowany ekosystem zarządzania energią domową, wspierany sztuczną inteligencją (AI) optymalizującą zużycie i zyski, zapewniający niezależność energetyczną, awaryjne zasilanie i bezpieczeństwo.
Poza tym zamierza postawić mały wiatrak.
– Po pięciu latach zwróciła mi się fotowoltaika, jak zainwestuję w kolejne urządzenia, to po kilku latach też mi się zwrócą. To że jeżdżę samochodem taniej lub za darmo, tylko przyspiesza moje decyzje w tym zakresie – argumentuje.
Do wiatraka można dostać dofinansowanie w wysokości połowy wydatków. Jeżeli kupi się magazyn energii za 34 tys. zł, to można otrzymać 17 tys. zł dopłaty. Do tego mała turbina wiatrowa, która zostanie zamontowana na dachu budynku, za ok. 18 tys. zł również z 50 proc. dotacją.
– Będę to testował, wielu mówi mi, że to zbytnio nie działa, ale o panelach fotowoltaicznych na początku też tak mówili – wyjaśnia.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz